Włoskie klimaty cz.1

Włoskie klimaty cz.1

Przysłowie mówi: „Co się odwlecze, to nie uciecze”. I rzeczywiście, nie uciekło. Udało się nam zrealizować plan sprzed roku – małą objazdówkę po Włoszech.

W planach była Toskania, Cinque Terre i jezioro Como.

Ale zaczęliśmy od okolic Wenecji. Jako nocleg tranzytowy wybraliśmy Lido di Jesolo, a w nim hotel Astro Mare. Skąd taki wybór? Stwierdziliśmy, że… Piszę w liczbie mnogiej, bo również w imieniu mojej żony, z którą wspólnie tą podróż odbyłem. A więc, stwierdziliśmy, że będąc w okolicy warto zajrzeć do hotelu, w którym spędziliśmy Miesiąc Miodowy. Ku naszemu zaskoczeniu hotel nie zmienił się zbytnio przez ćwierć wieku. Dzięki temu wspomnienia miały zdecydowanie większą moc. To jak podróż w czasie.

Szczęśliwie dotarliśmy hotelu Astromare w Lido di Jesolo, hotelu, w którym spędziliśmy miesiąc miodowy… a w zasadzie tydzień? 10dni? Na pewno nie miesiąc

Krótki spacer po znajomym deptaku, pizza na kolację i nie chcieliśmy czekać do rana, by sprawdzić, czy morze i plaża są dalej w tym samym miejscu. Było.

Mimo późnej pory wypad na plażę. Jak ja nie lubię takich poukładanych… leżak w leżak, parasol w parasol…

Jutro ruszamy w dalszą podróż, ale zanim wyjedziemy z Lido di Jesolo, mamy do zrealizowania pewien plan. Zabraliśmy ze sobą nasze stare zdjęcia, by je teraz odtworzyć. Rano parasole na plaży rozkwitły, a my bawimy się w kadrowanie i modeling 😉

O świcie parasole rozkwitły..

Ale nie wszystkie. Te żółte czekały, by..

…by powtórzyć kadr sprzed 26 lat

No i kolejne zdjęcie do powtórki…

Tylko włosy inne… i dźwigi są:)

Jeszcze tylko ostatni porównawczy rzut oka i obiektywu na hotel i ruszamy w drogę. Toskania czeka.

Przed „naszym” hotelem pinie podrosły o kolejne piętro

Docieramy do Toskanii, w ustronne miejsce, gdzie położony jest nasz wynajęty domek. Baza wypadowa na zwiedzanie okolicy. Domek jest cudownie klimatyczny. Mamy prawo się cieszyć. O to właśnie chodziło.

Meldujemy się w Agriturismo La Fontaiola

Jest klimat

Kuchnia zgrzebna, ale trudno oprzeć się jej nietuzinkowemu urokowi.

Po przyjeździe, późnym popołudniem, wybieramy się do pobliskiego miasteczka – Citta della Pieve, leżącego w… Umbrii. Tak więc kwaterując się przy południowej granicy Toskanii zaczynamy od wizyty w sąsiednim regionie Włoch.

Wizytę w Citta della Pieve zaczynamy od rozgryzania znaczeń kolorów malowanych linii na włoskich parkingach.

Parkowanie we Włoszech jest trudne, bo ciężko znaleźć miejsce… za to zorganizowane: białe linie – za darmo (ewentualne ograniczenia czasowe), niebieskie – płatne, żółte – nie dla ciebie;) 

Ruszamy w kamienne uliczki miasteczka.

Dużą zaletą był spokój na ulicach i brak turystów

Pierwsze, nieśmiałe próby Beaty pozowania na tle portali. Z czasem kolejne bramy (ale już w innych miastach) nabiorą rozmachu i pozbędą skromności…
Nie ma nic piękniejszego, niż swoboda wyboru: albo w lewo, albo w prawo… i nikomu nie musisz się tłumaczyć.
Chyba we wszyskich krajach wakacyjnych pranie robi wrażenie… W domu, zdjęcie prania sąsiada wyglądałoby dziwnie.
Fajne kółka.
Najwęższa uliczka we Włoszech…!!!! Właśnie w Citta della Pieve. Zaledwie 50cm szerokości. Standardowy blat kuchenny trzeba nieść pionowo. Z mega pizzą też byłby kłopot.

Pora wracać, jutro ambitny plan na zwiedzanie okolicy. Ale wieczór wypada zakończyć delektując się włoskimi specjałami. Zwłaszcza, że dostaliśmy od gospodarza wino z jego własnej winnicy.

Wino gospodarza

Kolejny dzień w Toskanii wita nas słońcem i zapachem porannej rosy. Jesteśmy w rozdarciu. Napawać się chwilą podczas śniadania, czy spieszyć się. W planach Montepulciano i Pienza

A po nocy światło zaglądające do kamiennego domu budzi łagodnie i dodaje energii od samego rana.
Czujecie te rześkie powietrze o świcie…?
Mnogość detali i tekstur doprowadza mnie do szału. Nie wiem co mam fotografować… Najlepiej wszystko, każdy detal. Zanim będzie kawa korzystam z niskiego słońca i bawię się głębią ostrości.
Jest i kawa. Smakuje wyjątkowo.

Kawa wypita, poranne fotki strzelone. No to w drogę

Ruszamy w Toskanię (kwoli przypomnienia – Citta della Pieve to była Umbria). Po ilości win można domyślać się, że to Montepulciano
Skromna brama… wyjątkowo bez enoteki 😉
A tu inna brama. I okazuje się, że można pić wino w bramie. Całkiem kulturalnie…
Wrota kościelne wciąż skromne… 
Akcenty rowerowe! Zawsze to miło…
Akcenty motoryzacyjne. 500 być musi.
Panorama na Toskanię z montepulciańskiego tarasu
A tu na drugą stronę
Studnia Lwów i Gryfów. Gryfów? Szczecin ma coś wspólnego z Montepulciano 🙂
Tej nazwy zaułki, uliczki itp. wciąż pojawiały się na naszej drodze… 🙂 
Średniowieczna wieża – Torre di Pulcinella. Urzekła mnie ta pozytywka, i ta chmurka… nie mógł się lepiej kadr sformować 

Opuszczamy Montepulciano. Kierunek Pienza – miasto serów i trufli.

Po drodze przystajemy, by uchwycić panoramę Montepulciano…

Montepulciano, tak, jak i inne toskańskie miasteczka leży na wzgórzu. Hmmm, przypadek? 😉

O Pienzie, stolicy sera pecorino, będzie już w kolejnym wpisie…